Zbliża się 16.00, a obiad nie jest nawet w planach. Szybka rewizja lodówki mówi, że jeśli dziś upływa deadline dla mozzarelli, więc postanowione że będzie zapiekanka. Jednak dogłębniejsza rewizja lodówki mówi, że prócz sera i makaronu nic do zapiekanki nie ma :( I wtedy z odsieczą przychodzi ukochane pesto :) Nie raz uratowało mnie przed śmiercią głodową racząc wybornym obiadkiem. Tak było też tym razem.
Zapiekanka wyszła pierwsza klasa, a co najważniejsze wyrobiłam się z obiadem na 16.30 :)
Składniki:
3 łyżki pesto (!)
makaron (w mojej wersji to fussili tricolore, czyli świderki trzykolorowe :)
mozzarella
kilka listków świeżej bazylii i pietruszki
łyżka oliwy
garść posiekanych orzechów włoskich
pieprz
Wstawić piekarnik na temperaturę 180 stopni.Makaron ugotować wg przepisu na opakowaniu, odcedzić (w żadnym wypadku nie przelewać wodą!!!) i przesypać z powrotem do garnka. Dodać pesto, posiekane zioła i orzechy. Przyprawić pieprzem. Naczynie żaroodporne wysmarować oliwą. Wsypać pastę, przykryć pokrojoną w plasterki mozzarellą. Piec chwilę, do momentu roztopienia się sera.
Powoli zastanawiam się, czy ten blog nie powinien nazywać się: "Wariacje na temat pesto" albo "Z miłości do pesto" :)))
OdpowiedzUsuńhehe, mi też pesto nieraz uratowało "obiad z pustej lodówki";)
OdpowiedzUsuń