Powoli kończy się sezon na kwiaty czarnego bzu, dlatego też spieszę z dodaniem tego posta.
Właściwości lecznicze czarnego bzu są ogromne, szerzej na ten temat możecie poczytać choćby tu.
Ja jednak przyznam, że to nie one, a zwykła ciekawość nowych doznań smakowych nakłoniła mnie do zrobienia tego syropu. No i jeszcze fakt, że czarny bez gości na naszej działeczce.
Jak wrażenia? Bardzo pozytywne. Szczególnie smakuje mi w wersji lemoniady, czyli trochę syropu, dużo wody i lodu, ewentualnie plasterek cytryny, dobry jest również jako dodatek do herbaty.
Sam syrop nie jest przesadnie słodki, obłędnie pachnie, a smakuje bardzo orzeźwiająco. Mąż, kiedy dałam mu spróbować myślał że jest w nim mięta i im dłużej o tym myślę to wydaje mi się, że taki syrop byłby ciekawą alternatywą dla popularnego mojito.
Przepis znalazłam tutaj. Prawie nic w nim tym razem nie zmieniając.
kwiaty bzu, około 300g (mniej więcej pół wypchanej reklamówki
1 kg cukru
1,25 l wody
2 duże cytryny, przekrojone na ćwiartki
3 limonki, przekrojone na ćwiartki
50g kwasku cytrynowego (2 opakowania)
Kwiaty bzu należy zbierać w słoneczny dzień, najlepiej w godzinach porannych. Po zebraniu trzeba przejrzeć kwiaty czy nie ma w nich żadnych insektów (nie myć kwiatów, a jedynie otrzepać). Odciąć grube zielone łodyżki przy kwiatach, w przeciwnym razie syrop będzie gorzki.
Wsypać bez oraz cytryny i limonki do miski. Wodę ogrzać z cukrem i kwaskiem cytrynowym, gdy ten się rozpuści, a woda zagotuje zalać nim owoce i kwiaty i zostawić do schłodzenia.
Po ostygnięciu przykryć miskę szczelną folią (by zapach nie zdominował lodówki) i wstawić na minimum 24 godziny (w moim przypadku były to dwa dni) do lodówki. Po tym czasie przecedzić przez sito,a następnie rozlać do butelek przecedzając przez gazę. Syrop można poddać pasteryzacji lub przechowywać w lodówce.
Z podanej ilości otrzymamy ok 1,5 litra syropu.
Syrop bardzo dobry, choć wolę sok z owoców. A nie wiem czy znasz przepis na placuszki z kwiatów. Zrywasz parasole kwiatów bzu, płuczesz. Robisz ciasto naleśnikowe. Maczasz parasole kwiatów bzu w cieście, smażysz, odwracasz, standard. Smakuje super...
OdpowiedzUsuńprzepis mi znany, choć nigdy nie robiłam, ale to dlatego że robienie naleśników należy do jednej z najmniej lubianych przeze mnie rzeczy :P Poczekam, aż ktoś mnie takim smakołykiem uraczy :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie piłam ani nie jadłam niczego z czarnego bzu. Nie wiem dlaczego, ale zaskoczył mnie kolor. Spodziewałam się soku barwą zbliżonego do czarnej porzeczki ;-)
OdpowiedzUsuńJuż teraz wpraszam się na bzzzzową lemoniadę ;-) Bo bratki obiecałaś a potem nie uraczyłaś...
Kwiaty są białe a owoce czarne stąd nazwa ;-) ;-) zapraszam. W takim razie podam soczek ozdobiony bratkami ;-) ;-)
OdpowiedzUsuń