Dzisiejszy post nie jest ani kulinarny, ani z pewnością sponsorowany przez jakiegokolwiek producenta pieluszek wielorazowych.
Do napisania tego posta dorastałam 3 miesiące, musiałam po prostu zapomnieć jak strasznie męczący był tydzień z pieluszkami wielorazowymi :D W tym miejscu też wielkie wyrazy uznania dla moich rodziców, że udało im się wytrzymać z trójką dzieci na pieluchach tetrowych.
Jednak muszę przyznać że czasami sama, z dobrej woli, w takie ciepłe dni jak dziś wracam do pieluszek tetrowych, żeby zaoszczędzić córce niepotrzebnych odparzeń.
W styczniu jak grom z jasnego nieba spadły na nas słowa lekarza że przez tydzień minimum, do wyleczenia wysypki musimy zacząć stosować pieluchy wielorazowe. Ten, kto nie przeżył nie wie jak trudno jest się przyzwyczaić do ciągłego przebierania, prania i prasowania. Szczególnie przy dziecku, które z wypróżnianiem nie ma najmniejszych problemów i lubi robić rodzicom "prezenty" kilka razy dziennie. W dodatku nie kończy się to tylko na zmianie pieluszki ale na zmianie całej garderoby, gdyż mokre jest wszystko.Ech...
Na szczęście czas ten minął. Bogatsza w nowe doświadczenie stwierdzam, że koszt pieluch wielorazowych nie jest taki mały, bo prania jest jakieś 4 razy więcej niż przy normalnych, ale nie o tym chciałam.
Jako że wyrok zapadł w sobotę po 16 wszystkie sensowne sklepy były dawno zamknięte a my na gwałt potrzebowaliśmy kilku niezbędnych gadżetów "ułatwiających" życie. Większość udało nam się zakupić w markecie, jednak pozostał problem otulaczka, który przytrzymałby pieluchę na właściwym miejscu i uchronił większość ubrań przed zalaniem.
Postanowiłam zrobić go samodzielnie (czego się nie robi dla dzieci :). Zaopatrzyłam się w folię, która służy jako podkładka pod prześcieradło chroniąca materac oraz poświęciłam starą, dawno nie noszoną bluzkę. W internecie zobaczyłam kilka filmików jak szybko i prosto można to zrobić za pomocą maszyny do szycia, po czym wzięłam nożyczki, igłę i nitkę i przystąpiłam pełna wiary w powodzenie przedsięwzięcia do dzieła. Do niedzieli udało mi się to skończyć, choć palce promieniowały czerwonym blaskiem.
A oto efekt końcowy.
Pracę zaczęłam od wycięcia papierowej wersji otulacza.
Szukając inspiracji największy problem miałam z wycięciem rozkroju takiego otulaczka, bałam się że będzie za duży czy za mały. W końcu wpadłam na pomysł, by zrobić go na wzór pieluch noszonych obecnie przez córkę z pewnym zapasem przy zapięciach, w miejscach gdzie pampersy są elastyczne.
Kiedy wycinałam już wzór na folii i materiale zostawiłam sobie 0,5 cm zapasu na zawinięcie materiału z folią. Jak już nadmieniałam wcześniej szyłam wszystko ręcznie, więc najwięcej czasu zajęło mi przeszycie wszystkiego wedle wzoru.
Kolejnym etapem było wszycie gumki w środkową partię otulacza, na wzór pieluszek wielorazowych. Tu należy pamiętać że podczas szycia należy mocno naciągać gumę, by potem ładnie zmarszczyła nam materiał.
Końcowym etapem było wszycie zapięcia, nie miałam w domu zatrzasków, które wydają mi się najbardziej wygodne, dlatego też użyłam tego rodzaju zapięcia, ale z powodzeniem sprawdzą się również guziki. Aby wszystko było ok, w tym celu niezbędna była pomoc modelki i przyszłej użytkowniczki, by dopasować zapięcia do jej boskich kształtów.
A tak wygląda efekt końcowy na użytkowniczce.
Muszę przyznać, że otulacz uratował nas przed absolutną powodzią, nieoceniony był szczególnie podczas drzemek, dzięki niemu nie musieliśmy zmieniać pościeli kilka razy dziennie i chwała mu za to :D
Na szczęście wszystko wróciło do normy i z powrotem mogę być dumną nie eko mamą :D
A tu jeszcze modelka w swoim otulaczu :D
A ja ciągle jeszcze pamiętam Cię w tej bluzce ;-)
OdpowiedzUsuńto były czasy liceum :D Ale wzór podoba mi się cały czas, zastały mi jeszcze rękawy i przód, więc może jeszcze coś z tego wymyślę
UsuńI do tego fioletowe dzwony... Nie dziwne, że tak dobrze pamiętam. Liceum? Toż to niemal wczoraj było ;-)
OdpowiedzUsuńsuper! :))))))
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, otulacz super maluszek szczęśliwy.
OdpowiedzUsuń