czwartek, 30 maja 2013

Etykiety na słoiki

Po wczorajszym dżemie z rabarbaru słyszę same pochlebne słowa na temat etykiet na słoiki. Dziękuję w imieniu swoim i męża, który jest wykonawcą tego projektu :D 
Dzisiaj post o etykietach właśnie, gdyż postanowiłam się nimi z wami podzielić :)
Etykiety są dopasowane do standardowych słoików na dżem, takich jak widać na zdjęciu. Mężu przygotował kilka wariantów na najbardziej popularne przetwory oraz puste etykiety. Przykrywki po wydrukowaniu mają średnicę 9 cm, natomiast etykietki zazwyczaj wystarczają na cały obwód słoika. 
Najlepiej wydrukować je na papierze samoprzylepnym, ale jeśli ktoś takowego nie posiada można również wydrukować na zwykłym papierze i przykleić za pomocą taśmy dwustronnej.
Swoją drogą takie etykiety bardzo mi się spodobały i chyba nie poprzestanę na tych jednych :) już myślę nad rustykalną krateczką :)) Ciekawe co na to mąż, bo ja tylko wymyślam, a on biedny musi to robić :DD




A  TU  znajdziecie etykiety do pobrania:)))
Powodzenia!!!



środa, 29 maja 2013

Dżem z rabarbarem

Ostatnio kupiłam "parówki z cielęciną" nie "z cielęciny". Przeczytałam skład i było tam całe 2,7 % mięsa cielęcego.... stąd narodził się pomysł na nazwę dzisiejszego wyrobu.
Dżem z rabarbarem, nie oznacza, że jest to dżem stricte rabarbarowy, chociaż w tym przypadku rabarbar jest tu w znaczącej większości. Dodałam do niego po prostu trochę jabłek i soku z cytryny do smaku.
Dżem ten powstał, gdyż uwielbiam rabarbar, czekam na niego cały rok i przez całą zimę wspominam z rozrzewnieniem placek z rabarbarem. W tym roku pomyślałam, że czemu nie zatrzymać tego smaku w słoiku i w zimowy wieczór rozkoszować się kwaśnym i orzeźwiającym smakiem rabarbaru. 
I udało się :)





Składniki:

2 kg rabarbaru
1 kg jabłek
sok z 1 cytryny
ok.600 g cukru

Rabarbar i jabłka obrać i pokroić na kawałki, nie muszą być specjalnie równe ani małe, gdyż wszystko i tak się rozpadnie pod wpływem gotowania. Polać sokiem z cytryny i zasypać cukrem. Ja dałam 600 g cukru, jednak jeśli ktoś lubi bardziej słodkie przetwory, można dać go oczywiście więcej.
Gotować w dużym garnku z grubym dnem aż do uzyskania pożądanej konsystencji. 
Gorący dżem wlać do umytych słoików i zakręcić przykrywkami przemytymi wcześniej spirytusem. Zakręcone słoiki przewrócić do góry dnem, przykryć ręcznikiem i poczekać do ostygnięcia. Dla pewności można też zapasteryzować.
Podane składniki wystarczają na 5 typowych słoików dżemu.




Akcja rabarbar - IV edycja

wtorek, 28 maja 2013

Tarta z rabarbarem

Dzisiejsze ciasto robiłam w towarzystwie drugiej "ciężarówki". I tak podczas pogaduszek, w czasie gdy dzieci w domu spały, a te w brzuchach dokazywały wesoło powstało to szybkie i przepyszne ciasto.
Kiedy razem je potem konsumowałyśmy stwierdziłyśmy, że naprawdę czasem niewiele potrzeba, by było pysznie, to ciasto udowadnia naszą tezę  w stu procentach. Szybkie w wykonaniu i przepyszne.
Tarta jest z rabarbarem, gdyż akurat dżem rabarbarowy miałam w lodówce, (o nim będzie kolejnym razem) ale spokojnie można ją zrobić z musem jabłkowym.
Najlepsza jest drugiego dnia, kiedy "się przegryzie", co nawet było mi dane sprawdzić, gdyż mężu zapakował sobie ostatni kawałek do pracy i zostawił go na stole :DD A podpisany nie był, więc umilił mi śniadanie, za co mężowi bardzo dziękuję :))





Składniki:
400 g mąki
100 g cukru pudru
200 g margaryny
2 jajka
dżem z rabarbaru

Mąkę z cukrem, miękkim masłem i jajkami zagnieść i wyrobić ciasto. Wstawić na min pół godziny do lodówki. Formę (jeśli nie jest silikonowa, jak moja :) należy wcześniej wysmarować tłuszczem i posypać bułką tartą. Ciasto wyłożyć w formie, na wierzchu ułożyć kratkę, jak na zdjęciu. W tak powstałe wgłębienia włożyć dżem. Piec ok 20 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.




Akcja rabarbar - IV edycja

piątek, 24 maja 2013

Sałatka z kurczakiem, fasolą i ananasem

Dzisiaj sałatka, którą lubię, robię często i chętnie.W dodatku jej przygotowanie jest szalenie proste. Idealna na weekend.




Składniki:
1 pierś z kurczaka
200 g ryżu
1 por
1 puszka ananasów
1 puszka czerwonej fasoli
garść rodzynków
sól, pieprz, curry
majonez

Mięso i ryż gotujemy w osobnych garnkach. Zostawiamy do wystygnięcia. Por kroimy w bardzo cienkie krążki, ananas kroimy w średniej wielkości kawałki. Ugotowanego kurczaka kroimy w kostkę. Przestudzony ryż przelewamy sokiem z ananasa, aby był sypki. Dodajemy Pozostałe składniki, doprawiamy solą, pieprzem i curry. Na końcu dodajemy majonez i mieszamy.




czwartek, 23 maja 2013

Pesto ze szpinakiem

Moje zamiłowanie do pesto jest powszechnie znane. Niedawno na blogu pojawił się przepis na domowe pesto z bazylii, jednak tutaj znalazłam przepis na pesto szpinakowe. Zainspirowana postanowiłam spróbować :)
Po lasagne ze szpinakiem zostało mi pełno łodyżek szpinakowych, w ramach recyclingu zrobiłam z nich pesto.
Wyszło pysznie, jeżeli ktoś lubi połączenie czosnku ze szpinakiem (a ja uwielbiam), to nie powinien się długo zastanawiać. Takie pesto może być samodzielnym daniem, w wersji z makaronem, albo dodatkiem do sosów, czy mięsa. Nie muszę chyba dodawać jaka to dawka witamin!





Składniki:
Łodygi szpinaku (po 800 g zakupionego szpinaku)
2 ząbki czosnku
2 łyżki parmezanu startego
2 łyżki zmielonych orzechów (ja miałam laskowe :P )
sól, pieprz
garść listków bazylii
oliwa z oliwek

Szpinak i bazylię zmielić maszynką do mięsa. Czosnek przecisnąć przez praskę. W miseczce wymieszać szpinak, bazylię, czosnek, parmezan, orzechy. Doprawić do smaku. Przełożyć do słoiczka i zalać dość obficie oliwą z oliwek. Przechowywać w lodówce.



Zielnik Kuchenny 2013

środa, 22 maja 2013

Lasagne ze szpinakiem

Niedawno mieliśmy wizytę i wizytację w jednym :D
Jak to wyjaśniła moja mama, kiedy rodzice przyjeżdżają to jest wizyta, a kiedy teście nas odwiedzają, wówczas mamy do czynienia z wizytacją. Tak, więc ja przeżyłam bardzo miłą wizytę, mąż natomiast wizytację :DDD
W związku z miłymi gośćmi zrobiłam na obiad lasagne, którą uwielbiam. Na targu urzekł mnie świeżutki szpinak, w związku z czym zmieniłam swoje początkowe plany i tak spontanicznie powstała lasagne ze szpinakiem.
Podaję przepis na danie dla 6 osób.
Zdjęcie jest niewiele, gdyż zniknęła bardzo szybko :D





Składniki:
opakowanie makaronu do lasagne
700 g piersi z kurczaka
3 cebule
800 g szpinaku
5 ząbków czosnku
szczypta chilli
100 g masła
4 łyżki mąki
3 szklanki mleka (chyba że jest za gęste, wówczas więcej)
sól, pieprz
przyprawa do kurczaka
gałka muszkatołowa
papryka słodka
pęczek pietruszki
400 g startego żółtego sera
passata pomidorowa
puszka kukurydzy
oliwa z oliwek

Piersi z kurczaka pokroić w bardzo drobną kostkę, doprawić przyprawą do kurczaka i podsmażyć z pokrojoną cebulą na patelni. Szpinak umyć i odkroić z niego twarde łodygi (potem można z nich przyrządzić pesto!). Na patelni podsmażyć szpinak, aż zmniejszy swoją objętość i znaczna część wody z niego wyparuje. Czosnek wycisnąć przez praskę i dodać do szpinaku. Doprawić słodką papryką i chilli. W większym naczyniu wymieszać kurczaka ze szpinakiem.
Sos beszamelowy: W rondelku rozgrzać masło, gdy jest płynne dodać do niego mąki i mieszać energicznie, by się nie przypaliła. Wlać do tego ciepłe mleko cały czas energicznie mieszając. Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową oraz wsypać pietruszkę. Sos wymieszać z kurczakiem i szpinakiem. Sos nie może być zbyt gęsty, gdyż w nim ma ugotować się makaron, gdy będzie za gęsty, całe danie będzie bardzo suche, a makaron twardy.
Sos pomidorowy: Na patelnię wlać trochę oliwy, dodać passatę pomidorową, doprawić do smaku, kiedy już się trochę zredukuje dodać kukurydzę.
W naczyniu polanym oliwą układać kolejno warstwę makaronu, sosu ze szpinakiem i startego sera, aż do momentu, kiedy sos się skończy. Ostatnie warstwy makaronu polewamy sosem pomidorowym. Ważne jest, by ostanie warstwy stanowił sos pomidorowy posypany serem.
Całość wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok 45 minut.
Podawać od razu po przyrządzeniu.


wtorek, 21 maja 2013

Zupa ogórkowa

Piszę tego posta zajadając się chlebem z twarożkiem ze szczypiorkiem i rzodkiewką z ogródka :) Smakuje tym bardziej, że duma mnie rozpiera z pierwszej własnej hodowli :D
Ale dzisiaj na naszym stole gościła pyszna zupa ogórkowa wg przepisu mojej mamy i to właśnie o niej będzie ten post.
Kiedy dostałam 5 litrowy pojemnik z ogórkami kiszonymi wiedziałam, że to danie jest tylko kwestią czasu, pomimo że mój mąż tego dania nie lubi.
Wszyscy to wiedzą doskonale. Mama, gdy zadzwoniłam z pytaniem o tajne składniki jej ogórkowej wyraziła szczere zdziwienie nad moją odwagą, mąż z góry zapowiedział, że skoczy po pracy na kebab... jednak tego nie uczynił, mało tego zjadł i powiedział, że całkiem dobre.
I to chyba będzie najlepsza rekomendacja :)




Składniki
duży słoik ogórków kiszonych
700 g ziemniaków
500 g marchwi
1 pietruszka
1/2 selera
300 g mięsa wołowego
3 ząbki czosnku
pieprz, sól (ewentualnie)

Ziemniaki obrać i pokroić w kostkę. Włoszczyznę zetrzeć na tarce. Czosnek przecisnąć przez praskę.Do garnka włożyć mięso, pokrojone wg uznania, dodać włoszczyznę i ziemniaki oraz czosnek i gotować aż wszystko będzie miękkie (ok. 1 h). Ogórki zetrzeć na tarce. Kiedy wszystkie składniki zupy będą miękkie dodać starte ogórki oraz wlać wodę pozostałą ze słoika po ogórkach kiszonych (dzięki temu zupa będzie miała bardziej wyrazisty, ogórkowy smak - to jest ten tajny składnik :). Doprawić pieprzem i gotować jeszcze 5 minut.

P.s. Dzisiejsze zdjęcia robione są z ukrycia. Chowałam się przed sąsiadem, żeby się nie dziwił, po co robię fotki misce z zupą... :D

piątek, 17 maja 2013

Bratki w cukrze

Wczorajsze popołudnie spędziłam na działce. Dostałam przepustkę i całe dwie godziny byłam w miłym towarzystwie kwiatów, drzew, wciąż pewnej ilości chwastów ( w tym mniszka lekarskiego- i w tym miejscu obiecuję - zrobię z niego miód, albo syrop. Zapisane, to nie ma odwołania). Zrelaksowałam się, odpoczęłam.... Taaa, jasne. Posprzątałam co miałam posprzątać, posadziłam co miałam posadzić, podlałam co miałam i kiedy padałam już na twarz, usiadłam na chwilę na ławeczce, spojrzałam na bratki i nie mogłam się powstrzymać. Wyglądały tak pięknie, że chciałam ten widok zatrzymać na dłużej.
I tak oto powstały te kwiatki. Połowę z nich posmarowałam białkiem i posypałam cukrem pudrem, jednak to dość żmudne zajęcie, a ja byłam naprawdę zmęczona, więc pozostałą część tylko posypałam cukrem.

Tak właśnie miał wyglądać mój pierwotny post. I wyglądałby, gdyby bratki nie przyjarały się w piekarniku. W szczególności te posmarowane mozolnie białkiem. 
Dlatego też bogatsza w doświadczenia postanowiłam spróbować raz jeszcze.

tak wyglądają bratki ułożone na papierze do pieczenia.



Tym razem papier do pieczenia posypałam lekko cukrem pudrem, na nim ułożyłam bratki, kwiatem do spodu, dzięki temu chciałam zachować ich piękne kolory. Całość jeszcze raz posypałam cukrem pudrem. Przez ok. 30 minut stały w piekarniku nagrzanym do ok 50 stopni, po czym wyłączyłam piekarnik i zostawiłam je w środku do całkowitego ostygnięcia piekarnika. Następnie jeszcze dzień prażyły się na słoneczku, a kiedy były już suche jak wiór powoli odklejałam je od papieru. Tu trzeba uważać, bo płatki są dość delikatne. Ale efekt jest dla mnie absolutnie zadowalający. Żywe kolory tych wspaniałych kwiatków są zachowane prawie idealnie!! 
Sekret tkwi w tym by kwiaty ułożyć do dołu, bo inaczej spody będą miały bardziej wyraziste kolory. Ważna jest również temperatura i czas - im dłużej w niższej temperaturze, tym lepiej.
No i co zadziwiło mojego męża - są naprawdę smaczne! Smakują jak słodkie chipsy :D

gotowe kwiatki, piękne kolory i bardzo smaczne!


czwartek, 16 maja 2013

Farfalle z kurczakiem i szparagami

Pogoda piękna, wiosna na całego. Dlatego wczorajsze popołudnie spędziliśmy na świeżym powietrzu. Zrobiłam szybki obiad, który w otoczeniu przyrody smakował wyśmienicie. Szczególnie, że rukola i szczypiorek były świeżo zerwane. Takie rzeczy smakują najbardziej :))
Danie polecam, bo jest szybkie w przyrządzeniu, nieskomplikowane a przy tym bardzo smaczne i całkiem efektowne.




Składniki dla 2 osób

pierś z kurczaka

200 g makaronu farfalle
1 pęczek szparagów
1 śmietana 18 %
sól, biały pieprz
garść świeżej bazylii
garść rukoli


Kurczaka pokroić w kosteczkę, podsmażyć z ulubioną przyprawą do kurczaka. Szparagi obrać, pokroić na długość 3-4 cm, ugotować do miękkości przez ok.7 minut. Odcedzić. Ugotować makaron wg przepisu na opakowaniu. Do podsmażonego kurczaka dodać szparagi, śmietanę, doprawić solą i pieprzem i gotować kilka minut na wolnym ogniu. Kiedy makaron będzie już al dente wymieszać go z sosem, posypać bazylią i rukolą. Świetnie komponuje się również ze świeżym szczypiorkiem. Smacznego :))





czwartek, 9 maja 2013

Otulacz na pieluszki wielorazowe/tetrowe

Dzisiejszy post nie jest ani kulinarny, ani z pewnością sponsorowany przez jakiegokolwiek producenta pieluszek wielorazowych.
Do napisania tego posta dorastałam 3 miesiące, musiałam po prostu zapomnieć jak strasznie męczący był tydzień z pieluszkami wielorazowymi :D W tym miejscu też wielkie wyrazy uznania dla moich rodziców, że udało im się wytrzymać z trójką dzieci na pieluchach tetrowych.
Jednak muszę przyznać że czasami sama, z dobrej woli, w takie ciepłe dni jak dziś wracam do pieluszek tetrowych, żeby zaoszczędzić córce niepotrzebnych odparzeń.
W styczniu jak grom z jasnego nieba spadły na nas słowa lekarza że przez tydzień minimum, do wyleczenia wysypki musimy zacząć stosować pieluchy wielorazowe. Ten, kto nie przeżył nie wie jak trudno jest się przyzwyczaić do ciągłego przebierania, prania i prasowania.  Szczególnie przy dziecku, które z wypróżnianiem nie ma najmniejszych problemów i lubi robić rodzicom "prezenty" kilka razy dziennie.  W dodatku nie kończy się to tylko na zmianie pieluszki ale na zmianie całej garderoby, gdyż mokre jest wszystko.Ech...
Na szczęście czas ten minął. Bogatsza w nowe doświadczenie stwierdzam, że koszt pieluch wielorazowych nie jest taki mały, bo prania jest jakieś 4 razy więcej niż przy normalnych, ale nie o tym chciałam.
Jako że wyrok zapadł w sobotę po 16 wszystkie sensowne sklepy były dawno zamknięte a my na gwałt potrzebowaliśmy kilku niezbędnych gadżetów "ułatwiających" życie. Większość udało nam się zakupić w markecie, jednak pozostał problem otulaczka, który przytrzymałby pieluchę na właściwym miejscu i uchronił większość ubrań przed zalaniem.
Postanowiłam zrobić go samodzielnie (czego się nie robi dla dzieci :). Zaopatrzyłam się w folię, która służy jako podkładka pod prześcieradło chroniąca materac oraz poświęciłam starą, dawno nie noszoną bluzkę. W internecie zobaczyłam kilka filmików jak szybko i prosto można to zrobić za pomocą maszyny do szycia, po czym wzięłam nożyczki, igłę i nitkę i przystąpiłam pełna wiary w powodzenie przedsięwzięcia do dzieła. Do niedzieli udało mi się to skończyć, choć palce promieniowały czerwonym blaskiem.
A oto efekt końcowy.




Pracę zaczęłam od wycięcia papierowej wersji otulacza.
Szukając inspiracji największy problem miałam z wycięciem rozkroju takiego otulaczka, bałam się że będzie za duży czy za mały. W końcu wpadłam na pomysł, by zrobić go na wzór pieluch noszonych obecnie przez córkę z pewnym zapasem przy zapięciach, w miejscach gdzie pampersy są elastyczne.
Kiedy wycinałam już wzór na folii i materiale zostawiłam sobie 0,5 cm zapasu na zawinięcie materiału z folią. Jak już nadmieniałam wcześniej szyłam wszystko ręcznie, więc najwięcej czasu zajęło mi przeszycie wszystkiego wedle wzoru.
Kolejnym etapem było wszycie gumki w środkową partię otulacza, na wzór pieluszek wielorazowych. Tu należy pamiętać że podczas szycia należy mocno naciągać gumę, by potem ładnie zmarszczyła nam materiał.
Końcowym etapem było wszycie zapięcia, nie miałam w domu zatrzasków, które wydają mi się najbardziej wygodne, dlatego też użyłam tego rodzaju zapięcia, ale z powodzeniem sprawdzą się również guziki. Aby wszystko było ok, w tym celu niezbędna była pomoc modelki i przyszłej użytkowniczki, by dopasować zapięcia do jej boskich kształtów.
A tak wygląda efekt końcowy na użytkowniczce.
Muszę przyznać, że otulacz uratował nas przed absolutną powodzią, nieoceniony był szczególnie podczas drzemek, dzięki niemu nie musieliśmy zmieniać pościeli kilka razy dziennie i chwała mu za to :D
Na szczęście wszystko wróciło do normy i z powrotem mogę być dumną nie eko mamą :D
A tu jeszcze modelka w swoim otulaczu :D



środa, 8 maja 2013

Domowe pesto

Na temat mojej miłości do pesto pisałam już wielokrotnie. Kiedy więc zobaczyłam w sklepie piękną bazylię w promocyjnej cenie od razu wiedziałam co zagości na naszym stole na obiad. 
W każdym programie kulinarnym słychać wymądrzające się głowy mówiące o tym, że nie ma porównania między pesto kupionym w sklepie, a tym zrobionym samemu. I ja się z tym zgadzam, ale lubię oba :D 
Aczkolwiek to zrobione własnoręcznie jest oczywiście nie tylko bardziej aromatyczne, ale i zdrowsze, gdyż z produktów najlepszej jakości. 
No a samo pesto ma wiele zastosowań, my dzisiaj mamy je z makaronem, ale jest wyśmienitym dodatkiem do sałatek czy zapiekanek. Właściwie, to jest dobre na wszystko i do wszystkiego :D







Składniki:
liście z jednej doniczki bazylii
2 ząbki polskiego czosnku (ostrego)
2 łyżki zmielonych orzechów piniowych
2 łyżki parmezanu startego
sól, pieprz
oliwa z oliwek

Bazylię zmiksować blenderem z kilkoma łyżkami oliwy. Czosnek przecisnąć przez praskę i dodać do bazylii, podobnie zrobić z orzechami i serem. Wszystko zmiksować na pożądaną konsystencję. Ja osobiście wolę widzieć poszczególne składniki. Przyprawić. Przełożyć do słoiczka i zalać oliwą z oliwek. Przechowywać w lodówce.


Zielnik Kuchenny 2013

wtorek, 7 maja 2013

Biszkopt z pianką

Coś ostatnio słodko na blogu się zrobiło. A dzisiaj kolejne ciasto. Prosty w wykonaniu biszkopt z pianką truskawkową.
To taki idealny placek jeśli mamy mieć gości, a lenistwo daje o sobie znać. W dodatku udaje się nawet kiedy: zapomnimy na czas wyciągnąć biszkopt z piekarnika, zapomnimy o galaretce i zostawimy na noc w lodówce, zapomnimy o śnieżce i zostawimy na kuchennym blacie na noc. Wiem, bo sprawdziłam :) A placek wyszedł pyszny jak zawsze :D
 A widoczny na zdjęciu kawałek został wycięty przez męża w przypływie czułości:)






Składniki:

4 jajka
pół szklanki mąki pszennej
pół szklanki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki cukru
łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki kakao

dżem malinowy
2 galaretki truskawkowe
2 śnieżki
400 ml mleka
czekolada do starcia

Ustawić piekarnik na 180 stopni. Oddzielić białka od żółtek, następnie ubić białka mikserem na najwyższych obrotach, pod koniec ubijania wsypać cukier cały czas miksując. Następnie dodawać żółtka pojedynczo. Na koniec dodać mąki i proszek do pieczenia i chwilę jeszcze obijać na mniejszych obrotach. Piec ok 15 minut w 180 stopniach. Kiedy ciasto wystygnie przesmarować dżemem malinowym.
Galaretki rozpuścić w 600 ml gorącej wody i zostawić do wystygnięcia. Gdy galaretki zaczną tężeć ubić śnieżkę. Do ubitej śnieżki dodać tężejącą galaretkę, zmiksować i wylać na ciasto. Posypać startą czekoladą i wstawić do lodówki, by masa piankowa całkowicie stężała.


niedziela, 5 maja 2013

Sernik z rosą bez rosy :)

Zacznę od tego, że jestem naznaczona. To u nas dziedziczne. Zaczęło się od tego, że dziadek pracował w mleczarni i często znosił do domu różne fanty, typu twaróg. Baardzo tłusty. Stąd w babcinym domu sernik gościł nader często, wszyscy zajadali się babcinym sernikiem, podczas gdy dzieci miały go serdecznie dość. W dodatku babcia, też naznaczona, nie miała do sernika daru. Kolejne pokolenie, po przykrych doświadczeniach z dzieciństwa sernik omijały, a potem również okazało się, że są naznaczeni. I jeśli już sernik zrobią to wiadomym jest, że nie będzie im ten sernik smakował. 
Do tej pory miałam to samo, kilka razy próbowałam zrobić tradycyjny sernik z lepszym lub gorszym rezultatem (zazwyczaj gorszym) no ale nigdy mnie nie porwał. Zresztą amatorką sernika jestem tylko w czasie ciąży, normalnie omijam go szerokim łukiem (jak już mówiłam jestem naznaczona), ale ten sernik jest wyjątkiem!!
Pierwszy raz zrobiła go Ania, przyniosła na zajęcia i umarłam. Do tamtego momentu nie wiedziałam, że sernik może tak smakować.Pysznie lekki, kremowy, puszysty i wysoki. Czym prędzej poprosiłam ją o przepis, jednak z jego wykonaniem zbierałam się prawie rok. Dopiero teraz się zdecydowałam i muszę przyznać że przystępowałam do jego wykonania z duszą na ramieniu, choć Ania zapewniała mnie, że "ten sernik nie może się nie udać".
Jaki był tego efekt?? Sernik pięknie wyrósł, jednak tytułowa rosa była w zaniku, dokładnie 5 kropelek na całą blachę, ale smak był ten sam... Skutkowało to zjedzeniem niniejszego sernika w czasie jednego wieczoru, a ja wciąż słyszałam pochwały na temat tego jaki to mam dar do pieczenia serników. 
Przepis ten zapisuję skrzętnie na lata, gdyż ciasto to na pewno nie raz u nas zagości, jest po prostu rewelacyjny i wierzę, że kolejnym razem wyjdzie i rosa :D
A Ani W. w tym miejscu serdecznie dziękuję za przepis i umilanie zajęć pysznymi ciastami :DD




Składniki:

Ciasto
2 szkl. mąki,
1/2 szkl. cukru,
1 żółtko,
1 całe jajko,
 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
10 dag margaryny.
Masa serowa
1 kg sera (tego we wiaderku),
1/2 szkl. oleju,
 1 szkl. cukru,
 jeden budyń śmietankowy ( z Delekty na 3/4 l. mleka),
 2 szkl. mleka,
2 całe jajka,
4 żółtka,
1 aromat do ciasta.
Piana
białka z 5 jaj
3/4 szkl cukru
kisiel cytrynowy

Wszystkie składniki na ciasto zagnieść, wyłożyć na blachę, tworząc z ciasta boki. (Ja piekę w takiej standardowej dużej blaszce).
Masa serowa.Do sera dodać wszystkie składniki, zmiksować (budyń dodaje się prosto z torebki :)), wylać na surowe ciasto, piec ok. 50 min w 180 stopniach. 
Pod koniec pieczenia przygotować pianę. Białka z 5 jaj ubić z 3/4 szkl. cukru, dodać kisiel cytrynowy (też prosto z torebki), wymieszać i wylać na ciasto. Piec jeszcze przez 15 min w 120 stopniach. Rosa tworzy się po całkowitym ostygnięciu, ciasto najlepiej trzymać w lodówce. Smacznego.

Jak widać przepis nie wymaga żadnych umiejętności i "nie może się nie udać" :D
Zapomniałam dodać że mąż po zjedzeniu kilku kawałków powiedział że ten sernik był genialny i że rozpływał się w ustach, nie w dłoni, co kazał mi tu napisać :D